Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Grzesiek2296 z miasteczka Lębork. Mam przejechane 38040.10 kilometrów w tym 5858.99 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.89 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 185736 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Grzesiek2296.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2013

Dystans całkowity:671.81 km (w terenie 134.00 km; 19.95%)
Czas w ruchu:29:29
Średnia prędkość:22.79 km/h
Maksymalna prędkość:68.40 km/h
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:41.99 km i 1h 50m
Więcej statystyk
  • DST 32.70km
  • Teren 4.00km
  • Czas 01:27
  • VAVG 22.55km/h
  • VMAX 58.30km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Sprzęt Kross Level A3 [*]
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wtorek

Wtorek, 16 kwietnia 2013 · dodano: 16.04.2013 | Komentarze 2

Chyba czas już wymienić suport. Już w niedzielę w drodze powrotnej zaczął strzelać jak porąbany. Dzisiaj po wyjeździe z domu strzelał tak, że aż się bałem czy mi zaraz się rower nie rozpadnie... Ale jechać trzeba. Pod PKO zebraliśmy się we 4: ja, Kuba, Hubert i Marcin. W czasie, gdy czekaliśmy jeszcze na Kubę podjechał na chwilę Dorian, który usilnie namawia mnie na start w Skandii w Warszawie. Ruszyliśmy przez Rybki w kierunku Maszewa. Plan zakładał przejazd przez Unieszyno i Pogorzelice, ale niestety ze względu na suport postanowiłem skrócić trasę. W Krępkowicach skręciliśmy w polną drogę w kierunku Dziechlina. Z Dziechlina zjechaliśmy do Leśnic. Na tym zjeździe poszedł v-max. Gdy już wszyscy pozjeżdżali udaliśmy się mocnym tempem do Lęborka (średnia na tym odcinku to ponad 35 kmph), odprowadziliśmy Marcina i pojechaliśmy posiedzieć pod PKO. Tam spotkaliśmy Błażeja, pogadaliśmy chwilę i Kuba pojechał do domu, Błażej poszedł w swoją stronę, a ja z Hubertem pojechaliśmy po tatę Huberta, który wracał z dworca. Odprowadziłem ich i pojechałem do domu.


Kategoria <50km


  • DST 102.44km
  • Czas 04:24
  • VAVG 23.28km/h
  • VMAX 65.10km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt Kross Level A3 [*]
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niedzielny wypad do Gniewina z Hubertem

Niedziela, 14 kwietnia 2013 · dodano: 14.04.2013 | Komentarze 0

Do Gniewina chciałem jechać już dawno, ale jakoś nie było ku temu okazji. Teraz jednak przydarzyła się, więc trzeba było skorzystać. Dzień wcześniej starałem się zebrać jakąś ekipę, ale Kuba i Jurek nie mogli. Hubert potwierdził swój udział i powiedział, że możliwe, że jeszcze Michał pojedzie.

Mieliśmy się spotkać o 9:30 pod PKO, ale z rana zadzwonił Hubert, że będzie o 9:40. A przecież dzień wcześniej mówiłem, że nie ma spóźniania, chyba, że to ja się spóźnię. ;) No ale skoro było nieco więcej czasu to o wpół do wyjechałem z domu i spokojnie udałem się pod PKO. Tam usiadłem sobie i spokojnie czekałem. 9:40, a Huberta dalej nie ma... 5 min później przyjechał niemal równocześnie z Michałem. Widząc ich już z daleka pomyślałem, że całkiem przyjemna wycieczka się szykuje w 3 osoby. A tu Michał mnie zaskakuje, bo mówi, że jedzie na ustawkę szosową. Postanowiliśmy z nim poczekać na ekipę i wyjechać wszyscy razem, tyle że ja z Hubertem w innym kierunku. Trzeba przyznać, że ekipę mieli sporą, bo aż 9 osobową. Chwilkę pogadaliśmy i pora lecieć w trasę :)

Już na samym początku musiałem się zatrzymać, żeby podregulować przerzutkę. Ok, zrobione. Jedziemy. Na początek pojechaliśmy w kierunku Kębłowa i przez Kisewo. Tam skręciliśmy w kierunku Łęczyc, by przez Kaczkowo dojechać do Dąbrowy Brzezieńskiej. Dalej przez Witków i Mierzyno do Gniewina. Na miejscu mieliśmy pobawić się w podjeżdżanie i zjeżdżanie przy elektrowni Żarnowieckiej i chciałem pobić swój rekord prędkości zjazdowej. Niestety, gdy zaczęliśmy zjazd okazało się, że jest nań pełno piachu. Szkoda, że wcześniej o tym nie wiedziałem, bo bym się do tych 65 kmph nie rozpędzał. Cały czas się bałem, że wylecę z drogi... Na dole podjęliśmy decyzję, że darujemy sobie zabawę. Szkoda życia i zdrowia. Udaliśmy się więc przez Rybno z powrotem do Gniewina zaliczając przy tym 10% podjazd i spotykając Przemka Ebertowskiego. Dostałem ochrzan, że jeżdżę w krótkich spodenkach ;) Zaprosił nas na maraton, który będzie organizował w sierpniu (zapowiada się bardzo ciekawie) i na Skandię w Krokowej, gdzie będzie współpracował przy układaniu trasy. Po chwili rozmowy udaliśmy się każdy w swoją stronę. Przejechaliśmy ponownie przez Gniewino i wyjeżdżając mieliśmy już na licznikach 55km. :) Pojechaliśmy do Dąbrowy na działkę Huberta, gdzie jego rodzice mieli już przygotowany grill. Pojedliśmy, odpoczęliśmy, chwilkę pojeździliśmy na quadzie i ruszyliśmy w drogę powrotną. Ten postój miał trwać 30 min, a zeszło nam śmiało 1,5h, ale nie szkodzi. Było bardzo przyjemnie. Wróciliśmy do Lęborka ze stanem licznika około 93km. Do setki trzeba dokręcić, nie ma co :D Jadąc przez miasto zauważyłem kolegę z Potęgowa na motocyklu. Pogadaliśmy trochę i ruszyliśmy dalej. Ostatnie kilometry strasznie się nam dłużyły. Jazda po mieście to jednak nie to, jeśli chodzi o nabijanie dystansu :p

Pogoda miała być lepsza, ale nie było tak tragicznie. Chociaż słoneczko uraczyło nas dopiero po 60km. Nogi nie bolą nic, a nic. Jedynym obolałym punktem jest tyłek, ale to po prostu kwestia przyzwyczajenia. 4 i pół godziny w siodle bez większych zapraw po prostu musi boleć. Więcej setek się porobi i się przyzwyczaję. W tym sezonie chcę postawić głównie na udział w długich maratonach, więc warto by było częściej robić tak długie wypady. Myślę, że to tylko kwestia chęci, bo kondycyjnie jest ok :) Wbrew lokalnemu patriotyzmowi muszę przyznać, że żałuję, iż nie mieszkam w Gniewinie tylko w Lęborku.

Dzięki wielkie dla Huberta za wspólną jazdę i dla jego rodziców za miłe ugoszczenie :D

I jeszcze kilka fotek ;)

Jedyne wspólne zdjęcie :p



Jeszcze zamarznięte jezioro



Po raz kolejny zdobyte :D



Level zdobywca :D



Co to dla nas? :D


Kategoria 100-150km


  • DST 38.80km
  • Teren 8.00km
  • Czas 02:26
  • VAVG 15.95km/h
  • VMAX 65.40km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt Kross Level A3 [*]
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozpoczęcie sezonu rowerowego z Lew Lębork

Sobota, 13 kwietnia 2013 · dodano: 13.04.2013 | Komentarze 0

Dziś oficjalnie rozpoczęliśmy sezon. Na zbiórkę pod Delfino przyjechało ponad 50 osób. Rozpiętość wieku dość znaczna. Zanim jeszcze grupa ruszyła, ja pojechałem na dworzec po Jurka. Chwilę poczekałem, bo w pociągu paliły się hamulce i miał opóźnienie. Ruszyliśmy i szybciutko złapaliśmy grupę.

Trasa wiodła przez polne drogi w kierunku Leśnic, przejazd przez "szóstkę", wtedy wjazd do lasu i w kierunku Krępkowic. Na samym początku w lesie zaskoczyła nas straszna piaskownica. Sam miałem problemy z przejechaniem, a co mieli powiedzieć "ludzie z miasta"? Niestety byli zmuszeni prowadzić rowery. Ale to co złe dość szybko się skończyło. Niedługo po tym zjechaliśmy na asfaltową drogę leśną, którą dotarliśmy niemal do Krępkowic, by już po chwili być nad jeziorem. Tam już paliło się ognisko i czekały kiełbaski. Oczywiście wszystko było za darmo i każdy mógł się najeść. Po tym odbyło się losowanie upominków wśród uczestników wycieczki (oczywiście spoza stowarzyszenia). Było 5 nagród: kubki i pokrowce na telefony. Po losowaniu grupa się zwarła i ruszyliśmy przez Maszewo w kierunku domu (asfaltem). Przez prawie całą wycieczkę jechałem z tyłu. Nie dopuściliśmy do tego by ktoś pozostał z tyłu bez opieki. Celem było zachęcenie ludzi do turystyki rowerowej, a co za tym idzie wszyscy musieli być zadowoleni ;) Myślę, że nam się to udało. Na największy szacunek zasługuje Kuba - główny organizator imprezy. Na ostatnich kilku km złapał nas deszcz. Skoro i tak byłem już przemoknięty i brudny to miałem ochotę pojechać na XC, ale brakowało mi kompana. Nikt nie chciał tam jechać :( Pojechałem z Dorkiem i Jurkiem na myjnię, bo sprzęty wołały o pomstę do nieba. Oczywiście jak wrzuciłem kasę, umyłem rower i jeszcze trochę zostało, to między chłopakami zaczęła się regularna bitwa o myjkę. Przewagę miał Dorian.

Po umyciu rowerów Dorek udał się chyba do domu, Jurek na dworzec, a ja do Kuby (młodszego), u którego był też Hubert, a przy okazji spotkałem także swojego dawnego sąsiada - przyjaciela taty Kuby. Chwila rozmowy oczywiście, następnie założyliśmy babci Kuby nowy łańcuch, chwilę jeszcze pogadaliśmy, odprowadziłem Huberta, u niego znów chwila rozmowy i pojechałem do domu.

Wyjazd jak najbardziej udany, a przy okazji dobra promocja turystyki rowerowej i naszego stowarzyszenia. No i oczywiście ogromny sukces organizacyjny Kuby ;)


Kategoria <50km, Rajdy


  • DST 14.60km
  • Czas 00:33
  • VAVG 26.55km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tym razem szosa

Sobota, 6 kwietnia 2013 · dodano: 06.04.2013 | Komentarze 2

Kuba zapytał mnie czy mógłbym z nim pojechać do Leśnic, bo musi coś zawieźć dziadkowi. Nie ma problemu. Przerzuciłem sztycę od siostry z roweru do Rekorda (Marta, nie obraź się. I tak nie jeździsz xD ). Ta w rekordzie jest jednak nieco za krótka. Teraz jedzie mi się wiele lepiej.

Ruszyliśmy niby spokojnie, ale tempo przyzwoite. Na szosie udało mi się złapać koło za koparką i jadąc jakieś 40 kmph odskoczyłem nieco od Kuby. Odpuściłem więc i poczekałem. W Leśnicach mój kompan przekazał co trzeba i ruszyliśmy do domu. Na wyjeździe ujrzeliśmy w oddali kogoś na rowerze. Moje pierwsze spostrzeżenia to takie, że albo ma na plecach worek z ziemniakami, albo białą bluzę/kurtkę. Gdy dojechaliśmy go pod Betlejem to okazało się, że to jednak bluza Saxo Bank. Gość złapał za nami koło, więc go trochę przeciągnąłem. Pod wiatr około 33 kmph. Zatrzymałem się z Kubą na shellu, ten przejeżdżając obok powiedział tylko, że "dojechaliście mnie, bo bez prądu jechałem". Co to za gadanie, że bez prądu? Ja nawet śniadania dziś nie zjadłem xD

Pojechaliśmy do mnie pod blok, pogadaliśmy trochę i do domciu.

A teraz hit: zamówiłem sobie wczoraj nową piastę: ładna taka, czerwona (feel like a Juras). A tu taki ch#j... W starych kołach miałem 36 szprych. Nie uwzględniłem tego i zamówiłem piastę na 36H, a po powrocie do domu policzyłem i okazało się, że mam ich jednak 32... Cóż, zadzwoniłem do sklepu, facet powiedział mi, żebym napisał maila, i że upomną się o zwrot prowizji. Cóż, za głupotę trzeba płacić. Na szczęście będzie to kwota rzędu raptem 10zł. Jakoś to przeżyję.


Kategoria <50km


  • DST 22.26km
  • Teren 17.00km
  • Czas 01:17
  • VAVG 17.35km/h
  • VMAX 40.30km/h
  • Sprzęt Kross Level A3 [*]
  • Aktywność Jazda na rowerze

I znów w terenie

Czwartek, 4 kwietnia 2013 · dodano: 04.04.2013 | Komentarze 0

Od początku jazdy na nowym napędzie ten nieco strzelał. Myślałem, że po prostu musi się dotrzeć czy coś takiego. Dziś się okazało, że to nie to. Jednocześnie wymieniłem koło tylne na zakupione od Jurka giantowskie budżetowe kółeczko. Bębenek chodził cichutko, zapadki nie "pyrkały". Myślałem, że to nic złego. Dziś sobie uświadomiłem, że się myliłem. Mogę sobie kręcić korbą w przód i w tył bez jakiejkolwiek reakcji koła. A wszystko zaczęło się tak niewinnie...

Na 16 umówiliśmy się z Kubą pod PKO. Obaj pojawiliśmy się na czas i sprawnie ruszyliśmy zaczynając od Łysej Góry. Dziś nie sprawiła mi już najmniejszego problemu. Mimo odrobiny śniegu podjechałem lajtowo na końcu przyciskając do 20 kmph. Zjazd już nieco mniej udany, ale bez gleby. Jedynie zatrzymałem się kroczem na ramie. Dalej lasem pod Harcerską. Podjazd prawie pod korzenie, dalej wprowadzenie, chwila podziwiania widoków z góry i pora oddać się grawitacji. Ta jednak była okrutna. Zawarła jakiś pakt z liśćmi, które zgodnie z jej planem wdarły się na mój tor jazdy. Hamulce coś tam działały, ale z liśćmi nie było szans. Wiedząc, że jadę za szybko, żeby ukończyć zjazd postanowiłem wylądować na miękkim mchu i liściach, żeby znów nie zaliczyć drzewa. Nie jestem przecież dendrofilem ;) Szlif raptem 2m, powrót do góry (w trakcie wspinaczki Kuba już zjeżdżał) no i ja po tym też zjechałem bez problemów. Następnie pojechaliśmy nad rzeczkę, skąd wróciliśmy lasem do Lęborka. W Lęborku dzida na XC. Chcieliśmy spróbować szczęścia na ściance, ale jednak jest strasznie zaśnieżona. Pojechaliśmy więc na ostatni zjazd. Tam spokojnie mimo śniegu można było osiągnąć te 35kmph. Wtedy zaczęły się dobitne problemy z napędem. Nie miałem pojęcia czemu mimo kręcenia rower nie zawsze jechał. Dopiero po wyjeździe z lasu zatrzymałem Kubę, żeby spokojnie się temu przyjrzeć. Wtedy zdałem sobie sprawę z problemu. Pojechaliśmy pod biedronkę pogadać z Hubertem idącym na siłkę. Jeszcze jakoś dawało radę jechać. Spod siłki ruszyłem do domu. Ostatnie 200m pokonałem "na holu" Kuby, bo piasta padła definitywnie. Przykra historia. Znowu mnie koszty czekają...


Kategoria <50km


  • DST 26.16km
  • Teren 12.00km
  • Czas 01:17
  • VAVG 20.38km/h
  • VMAX 47.60km/h
  • Sprzęt Kross Level A3 [*]
  • Aktywność Jazda na rowerze

Terenowy wtorek

Wtorek, 2 kwietnia 2013 · dodano: 02.04.2013 | Komentarze 0

Budzik na 9. Dzwoni... a niech się idzie walić, wyłączam. Przecież zaraz sam wstanę... Tak więc obudził mnie telefon od Doriana o 10:30 :D Szybciutko jem śniadanie, smaruję nogi "extra strongiem" i nie ma opcji, żeby mi zmarzły :D Jak to pali!!! Wskakuję w ciuszki i lecę na dworzec po Jurka. Ten oczywiście bał się dokręcić carbonową kierownicę, więc jedziemy do Kifora, tam dołącza Hubert, którego ściągnąłem spod PKO, a jeszcze chwilę później Dorian, który ze znanych nam przyczyn nieco opóźnił wyjazd z domu. ;) Pogadalimy, Kifor dokręcił co trzeba i pojechaliśmy do mnie, żeby Jurek zostawił kurtkę.

Ode mnie śmignęliśmy do Żabki, spotkaliśmy kolegę, pogadaliśmy i pojechaliśmy po Cholaka. Tam dołączył jeszcze Szwiecu i wtedy zaczęliśmy jazdę. Raptem godzinę później niż planowaliśmy.

Na początek Chrobry. Tam śnieg utrudniający jazdę, podjazdy pokonywane z ogromnym trudem, zjazdy nieco powolne i niezbyt pewne toteż szybko stamtąd uciekliśmy. Przez Staromiejską udaliśmy się na początek podjazdu pod Małoszyce i wjechaliśmy na Łysą Górę. Podjazd trudniejszy niż zwykle - śnieg. 2 razy musiałem się zatrzymać, bo koło boksowało w miejscu i nie dało się podjechać bez zmiany toru. Receptą na podjazd było spokojne, równomierne kręcenie i sztywne trzymanie kierownicy. Dawno się tak nie zdyszałem :D U góry Jurek miał problemy z hamulcem tylnym - klocki ocierały o tarcze. Szwiec - mechanik wziął sprawy w swoje ręce i... dalej tarło, ale mniej. Zawsze coś. Zjechaliśmy w kierunku Leśnic. Po drodze przejechałem zwierzakowi nóżkę, ale nie martwcie się - zwierzaczka nie bolało - nóżka była sama. Zjeżdżałem pierwszy, więc nie było ryzyka, że w kogoś wjadę. Szarpnąłem ostro. Miałem na liczniku prawie 30 kmph i jak mną zaczęło miotać na tym śniegu to myślałem, że wrąbię się w drzewo, albo po prostu się wypierdolę. 3x noga musiała się odbijać od ziemi. Ostatecznie zjazd udany.

Na dole podzieliliśmy się na 2 równe grupy: Dorek, Hubert i Michał postanowili do Harcerskiej dojechać szosą, ja, Juras i Kuba lasem. Kuba jednak szybko zdezerterował na szosę, a ja z Jurkiem pchaliśmy się w te błoto. Dopiero w domu zdałem sobie sprawę ile mnie to kosztowało - dawno tyle błota na twarz nie zebrałem :D Pod Harcerską już nasi "szosowcy" czekali, ale chyba niezbyt długo, bo ostro dawałem do pieca w tych błotkach :D 4 osoby zdecydowały się zjechać: ja, Dorek, Szwiecu i Juras. Wspinaczka długa i mega męcząca, ale warto! Dorek ruszył pierwszy. Zjechał elegancko. Drugi byłem ja. Bałem się potwornie. W końcu to ten zjazd pokonał mnie w moje urodziny... To tutaj wjechałem w drzewo... To tutaj leciałem pionowo do góry nogami... To tutaj przywaliłem głową w kamień... To to miejsce dało mi najlepsze wspomnienia w tym roku xD I w ten sposób po równo 2 miesiącach odegrałem się na tym zjeździe! UDAŁO MI SIĘ!!! Zjechałem z samego szczytu, powoli, spokojnie, z zaciśniętymi hamulcami, czując pełną kontrolę nad rowerem! Hamulce piszczały tak, że Hubert określił je mianem "wuwuzeli". Na dole z Dorianem wpadliśmy na genialny pomysł, żeby zjechać drugi raz. No dobra... on wpadł... ale ja poszedłem za nim :D W tym czasie próbę zjazdu podejmował Jurek. No i pięknie. Wywalił się 5 m po rozpoczęciu zjazdu xD Pięknie to wyglądało: hamulce na maxa, prędkość niemal zerowa i z pionu nagle zrobił się poziom. Padł jak długi :D Wtedy wrócił do góry, a zjeżdżał Szwiecu. Ten oczywiście dał radę - nic ciekawego xD Z Dorkiem dotarliśmy do góry. Zjechał, po nim ruszył Jurek i się zatrzymał, bo Hubert nie zdążył po Dorianie włączyć nagrywania. Wrócił, a ja poleciałem w dół. Tym razem już nieco szybciej. "Kamerzysta" uznał, że za szybko i że się wywalę. Ale dałem radę. Wciąż panowałem nad rowerem. Na dole czekaliśmy, aż Jurek zjedzie. Ruszył i się wyrżnął... Sprowadzał więc rower wywalając się nawet pieszo xD Szkoda, że tego nie ma na filmie xD Tak na marginesie: miał na zjazd rower Huberta, bo hamulce mu padły i przewracając się obrócił mu mostek. No i ogólnie rzucał ten rower jak dziki :D Jutro Hubert da mi filmiki to może uda mi się jakoś zmontować z tego coś eleganckiego.

Potem już tylko szosą udaliśmy się do Lęborka pod PKO, pozjeżdżaliśmy z Dorkiem ze schodów, obejrzeliśmy filmiki i Hubert z Cholakiem się od nas odłączyli, a ja z resztą pojechaliśmy do mnie do piwnicy na malutkie czyszczenie rowerów.

Tak więc wnioski:
-pokonałem własną słabość - zjechałem z Harcerskiej
-zaczynam nadrabiać braki techniczne
-nogi dość ładnie podają
-terenowe zabawy z ekipą są extra
-wszyscy to lubią poza moim napędem... cierpiał dziś :(
-dolny chwyt w MTB (trzymanie się amortyzatora) daje całkiem fajną aerodynamikę - prędkość w mieście pod wiatr +3 kmph.


Kategoria <50km